Witajcie.
Na wstępie dziękuję za miłe słowa pod poprzednim postem. Cieszę się, że pomimo mojej nieobecności zaglądacie na mojego bloga, który już mocno zarósł pajęczynami. :)
Dzisiaj wpadam do Was nie jako hafciarka, a tester. W sumie tym razem testerką stała się moja córeczka. Jak już wiecie jestem członkiem kilku platform : EveryDay Me, Streetcom oraz trnd, i po dłuższej nieobecności udało mi się załapać do kolejnej kampanii. A mianowicie otrzymałyśmy zestaw obiadków Bobovita.
Po ukończeniu przez Alicję 4 miesiąca zaczęłam rozglądać się, czytać etykiety produktów dla dzieci, aby choć trochę zaznajomić się z tematem i dobrze podejść do rozszerzenia diety. Pomocne były dla mnie też rady szwagierki, która ma dwójkę starszych dzieci i pewne doświadczenia w tej kwestii. Jako, że warzywka na ogrodzie dopiero zaczynały wzrastać, dla mnie jedynym słusznym wyborem było wspomaganie się słoiczkami. Bałam się podawać dziecku to co oferują nam sklepowe działy warzywno- owocowe. Zaraz po tym jak Alicja zaczęła poznawać nowe smaki dostałyśmy informację o dostaniu się do projektu. :) Idealny moment, bo ile można jeść indyka.
Na początku lipca dotarła do nas taka paka:
I mega zdziwienie, że to wszystko dla niej:
A, że moje dziecko ma nieposkromiony apetyt (dała już o tym znać w szpitalu zaraz po urodzeniu) chciała zaczynać od największej porcji:
Na pierwszy ogień poszła zupka dyniowa z królikiem:
Następnie jarzynowa z cielęcinką:
Po kilku dniach przeszłyśmy na wyższy poziom i smakowałyśmy pierwszy obiadek. I tu obie zostałyśmy zaskoczone, bo nie było zmiksowanej papki, a kawałki. Chwila konsternacji i mała "wciągnęłą" jarzynki z łososiem w pomidorach. Nawet rączki poszły w ruch.
Na koniec sięgnęłyśmy po nowość- zupkę warzywną z cielęcinką, ale wzbogaconą o kukurydzę i groszek. I tu pojawił się dylemat: zjeść grzechotkę czy zupkę. To drugie zwyciężyło. :) A na koniec uśmiechnięta, najedzona buzia.
Wszystkie otrzymane dania Alicja zjadła z takim samym smakiem. Zarówno cielęcina, królik czy łosoś przypasowały do jej gustu. A ja wierzę, że mięsa i ryby w nich zawarte nie zaszkodzą nigdy żadnemu dziecku. Niestety w moim mieście trudno jest dostać świeży filet wartościowej ryby czy jakieś inne mięso niż wszechobecna wieprzowina, wołowina czy drób. A królika tylko w Lidlu widziałam. :) I też się zastanawiam czy to dobry wybór. Może macie jakieś zdanie na ten temat?
Wybierając produkty dla dziecka kieruję się przede wszystkim składem. Im prościej tym lepiej. :)
Podsumowując- mam dwa zastrzeżenia co do zawartości słoiczków. Po co dodawane są skrobia kukurydziana i zagęszczony sok cytrynowy? Doczytałam i dowiedziałam się, że nie szkodzą, ale po co??? I drugie: za mało mięsa i ryb!!! Nie oszukujmy się- słoiczek, w którym jest zaledwie 8% mięsa lub ryby troszkę kosztuje. Gdyby tak posiedzieć i policzyć to strasznie dużo płacimy za warzywa, które jak wiadomo są tanie. Za taką cenę oczekiwałabym bogatszej zawartości. Na szczęście u nas goszczą sporadycznie i są alternatywą na "czarną godzinę". "Siedząc" :) na "urlopie" :) mam mnóstwo czasu na przygotowywanie posiłków samodzielnie.
A żeby nie było, że u nas tylko warzywa, mięso i ryby...
#mniam #bobovita #nowościbobovita #trnd #testujemy
Pozdrawiam wszystkie mamusie i nie tylko.
▼
Strony
▼
Strony
▼
czwartek, 19 lipca 2018
środa, 11 lipca 2018
210. Pamiątka komunijna
Witajcie.
Dzisiejszy post miał się pojawić co najmniej miesiąc temu... No, ale wiecie... :)
Pomimo nowej sytuacji w jakiej się znalazłam i całkowitego braku czasu na cokolwiek postanowiłam wyhaftować pamiątkę komunijną dla naszego Mateuszka- syna brata mojego męża. 5 lat temu haftowałam prezent dla jego siostry Kingi TU i nieładnie byłoby, aby ciocia jemu także nie zrobiła obrazka.
Pracę zaczęłam 27 lutego i haftowałam przeważnie nocami, kiedy Alicja już spała.
Niestety praca nie zdążyła dotrzeć do "komunisty" na czas i trafiła trochę później. Na szczęście zostało mi to wybaczone. :)
Na koniec krótka fotorelacja z postępów z pracy i efekt końcowy.
Miłej środy Wam życzę. I do kolejnego spotkania. :)
Dzisiejszy post miał się pojawić co najmniej miesiąc temu... No, ale wiecie... :)
Pomimo nowej sytuacji w jakiej się znalazłam i całkowitego braku czasu na cokolwiek postanowiłam wyhaftować pamiątkę komunijną dla naszego Mateuszka- syna brata mojego męża. 5 lat temu haftowałam prezent dla jego siostry Kingi TU i nieładnie byłoby, aby ciocia jemu także nie zrobiła obrazka.
Pracę zaczęłam 27 lutego i haftowałam przeważnie nocami, kiedy Alicja już spała.
Niestety praca nie zdążyła dotrzeć do "komunisty" na czas i trafiła trochę później. Na szczęście zostało mi to wybaczone. :)
Na koniec krótka fotorelacja z postępów z pracy i efekt końcowy.
Miłej środy Wam życzę. I do kolejnego spotkania. :)